sobota, 7 czerwca 2014

Nie taka Diabolina straszna...

Najnowsza produkcja Disney'a pokazuje kolejną historię z cyklu "jak to było naprawdę" i "zło wcale nie jest złe". 

Czarownica przedstawia "prawdziwą historię Śpiącej Królewny". Co to znaczy? 


 Diabolina (Angelina Jolie), czyli zła wróżka wcale nie była zła. Widz poznaje ją jako małą i sympatyczną dziewczynkę, która z czasem staje się strażniczką magicznej Kniei. Ma skrzydła, umie czarować, a na dodatek z głowy wystają jej diaboliczne rogi. Jednak pewnego dnia, osoba której ufała i którą kochała (przyszły król Stefan) pozbawia ją skrzydeł i rujnuje jej serce. W ten oto sposób, urok rzucony na królewską córkę - Aurorę (Elle Fanning) - był tylko aktem zemsty i nienawiści. Dziewczynka trafia pod opiekę trzech wróżek, a Diabolina towarzyszy jej wiernie przez cały okres szesnastu lat. 


Czarownica nie jest wcale zła. Można by powiedzieć, że działa w afekcie, rozgoryczona rządzą rządzenia i chciwością Stefana (Sharlto Copley). Bywa sarkastyczna, a do Aurory zwraca się per "paskudo", jednak nie da się jej nie lubić. To całkowite przeciwieństwo wersji Disneya sprzed 55 lat.Tamta wiedźma była okrutna, zła i wredna do szpiku kości. Poza tym miała zieloną skórę i była o wiele brzydsza od tej nowej, lepszej czarownicy z twarzą Angeliny Jolie. 

Skoro Diabolina nie jest zła, to znaczy, że ktoś inny musi być. Ponieważ czym jest bajka bez złego charakteru? I tu pojawia się król Stefan (tak, tak, ojciec Aurory). Ambicja przysłania mu wszystkie wartości, a chęć zemsty prowadzi do szaleństwa i obłędu. 
Pozostają jeszcze trzy wróżki. Chodzące ofiary losu, które w ogóle nie potrafią sobie poradzić z wychowaniem Aurory. Zajmowanie się dzieckiem to ponad ich siły. Jednak jest Diabolina...

To ona zajmuje się tak naprawdę Aurorą. Czuwa nad nią i dba o nią. Jest dobrą wróżką, nawet bardzo dobrą. Na każdym kroku towarzyszy jej wierny i oddany kruk, który zmienia się w przystojnego szatyna imieniem Diaval (Sam Riley). I taka jest "prawdziwa" historia Śpiącej Królewny.
Film mi się podobał. Bardzo dobre efekty specjalne, świetna charakteryzacja, Angelina Jolie była rewelacyjna, a całość przyjemna dla oka. Idealny film dla kogoś, kto chciałby obejrzeć jakieś niezobowiązujące fantasy. 

Aczkolwiek wydaje mi się to dziwne. Czarownica to jedno wielkie zaprzeczenie wersji z 1959 roku. To trochę absurdalne zaprzeczać samemu sobie: najpierw robić złą Diabolinę, a potem stwierdzić, że to wina króla, który wcześniej był dobry. Wróżki w jednej wersji ogarnięte i zorganizowane, w drugiej nieprzystosowane do życia. Książę Filip: w 1959 emanujący bohaterstwem i męskością, w 2014 sympatyczny, aczkolwiek ciapowaty młodzieniec. Król Stefan to już nie miły staruszek, ale zły świr ogarnięty manią prześladowczą. Aurora nie śpiewa słodkich piosenek, a jej największym marzeniem nie jest poznanie księcia, tylko przebywanie w Kniei, po drugiej stronie cierniowego muru. A Diabolina jest kimś zupełnie innym. Dobrą, a nawet opiekuńczą kobietą. 

Pomijając ten absurd. Mamy tu kilka scen boleśnie rażących zapożyczeniem, żeby nie powiedzieć, że zostały chamsko zerżnięte z innych filmów. Fantasy oczywiście. Wobec tego, można łatwo zauważyć kadry zapożyczone z takich klasyków jak Władca Pierścieni , Opowieści z Narnii, Harry Potter albo Alicja w Krainie Czarów (Burtona). Ale ogólne wrażenie jest dobre. Tak więc polecam do obejrzenia!

niedziela, 11 maja 2014

Kraków jeszcze nigdy...

...tak jak w tym tygodniu, nie miał w sobie takiej siły! Przekręcając cytat z Myslovitz i skupiając się na faktach oraz wydarzeniach: dzisiaj zakończył się Festiwal Off Plus Camera, który odbył się w Krakowie w dniach 2-10 maja.
Główną atrakcją festiwalu był Benedict Cumberbatch. Jego przyjazd wiązał się z jego filmem "Little Favour", tzn.: jest współproducentem i zagrał w nim główną rolę - żołnierza, który wyświadcza przysługę swojemu koledze z wojska. Oczywiście przysługa do łatwych nie należy.
W każdym razie Benedictowi się w Krakowie podobało. Dobrze, może przyjedzie tak drugi raz?

niedziela, 4 maja 2014

A oto i plakat trzeciej części Hobbita. Nazwa miała pierwotnie brzmieć Tam i z powrotem, teraz będzie Bitwa pięciu armii. Osobiście wolę tę pierwszą, nawiązanie bezpośrednie do książki, wiążący tytuł itd. A ta druga jest za oczywista - wiadomo, że przez 80% czasu filmowego będzie ta bitwa. Albo i dłużej.
W każdym razie mam nadzieję, że ta część będzie lepsza od poprzedniej, bo Pustkowie Smauga było porażką.

sobota, 26 kwietnia 2014

80 moich cudów kina: Grand Budapest Hotel

Jeśli ktoś nie wie co zrobić z wolnym czasem, a chciałby obejrzeć w kinie jakiś dobry film, to polecam Grand Budapest Hotel



Młody pisarz (Jude Law) przeżywający kryzys twórczy przyjeżdża do niegdyś ekskluzywnego hotelu Grand Budapest, położonego na malowniczych wzgórzach kraju Żubrówka. Tam poznaje osobiście właściciela tegoż przybytku, pana Zero Moustafę (F. Murray Abraham). A on opowiada mu niesamowitą historię niesamowitego konsjerża - Gustave'a H. (Ralph Fiennes).

Gustave jest perfekcjonistą. Pod jego wodzą wszystko w Grand Budapest Hotel działa idealnie, a nawet lepiej. Jest bardzo szanowany, zarówno wśród obsługi, jak i wśród gości, szczególnie starszych pań. Do tego na każdą okazję ma odpowiednio długi cytat z poezji romantycznej i nieustannie używa perfum L'Air Panache. Pod jego skrzydła trafia młody imigrant, Zero Moustafa (Tony Revolori). Nowy boy hotelowy szybko uczy się sprawnego kierowania hotelem. Między nimi nawiązuje się nić braterskiej przyjaźni, kiedy dochodzi do dramatycznych wydarzeń - starsza przyjaciółka Gustave'a  (w tej roli Tilda Swinton) zostaje zamordowana. To wydarzenie daje początek całej serii zabawnych, ale również niebezpiecznych sytuacji. 
Pan Jopling (Williem Defoe) i syn denatki Dimitri (Adrien Brody)

Jest kilka rzeczy, które mnie zachwyciły w tym filmie. Pierwsza to rewelacyjna obsada. Praktycznie każda postać, pierwszo bądź drugoplanowa, jest grana przez gwiazdę kina. Z wyjątkiem Tony'ego Revolori, który w tego typu produkcji zagrał po raz pierwszy i poszło mu świetnie. Co więcej, chłopak ma dopiero 17 lat i zadatki na genialnego aktora. 
Ralph Fiennes dał popis swoich aktorskich umiejętności, a Williem Defoe w roli cichego pomocnika czarnego charakteru był wprost rewelacyjny, z tym samym, bezwzględnym wyrazem twarzy. Ogólnie, każdy z aktorów był fantastyczny. 

Kolejnym ważnym elementem jest malownicza sceneria i świetne ujęcia kamery. Bajkowy krajobraz, wnętrza hotelu przypominające pałac i urocze miasteczko w tle. To wszystko tworzy przyjemny dla oka obraz, który osładza wszystkie wydarzenia i nadaje im bajkowości.

Reżyser Wes Anderson za swój najnowszy film został nagrodzony Srebrnym Niedźwiedziem na tegorocznym festiwalu w Berlinie. W stu procentach zasłużenie. 

P.S.: Ta historia  powstała na podstawie twórczości austriackiego pisarza Stefana Zweiga, który był popularny głównie w latach 20 i 30 ubiegłego wieku. Wraz z żoną zginął śmiercią samobójczą w 1942. Był to akt protestu przeciw hitleryzmowi (Zweig był Żydem).

czwartek, 10 kwietnia 2014

Noc po ciężkim dniu

Kto by o niej nie marzył! Ale mi chodzi o hit sprzed 50 lat, a mianowicie A hard day's night. Nie ukrywam, że The Beatles to mój ulubiony zespół, ale nie o piosence dzisiaj będę pisać. Tylko o filmie.
Otóż Noc po ciężkim dniu ma już prawie pół wieku. Film jest tzw."dniem z życia Beatlesów". Oczywiście stylizowanym i wyreżyserowanym dniem, z napisanymi dialogami, scenami itd. To nie jest dokument, tylko produkcja mająca na celu dopisania naciąganej fabuły do kilku piosenek Beatlesów. Praktycznie rzecz biorąc, film jest o niczym. Po prostu ogląda się wygłupy Johna Lennona, Paula McCartney'a, George'a Harrisona oraz Ringo Starra, a towarzyszy im świetna muzyka. Co prawda są zabawne sceny, a chłopcy z Liverpoolu'u naprawdę potrafią rozśmieszyć, jednak nie jest to kino wysokich lotów.
Oczywista oczywistość, że wszystkie tego typu produkcje (Help! itd.) miały na celu zwrócenia uwagi na Wspaniałą Czwórkę. Ale moim zdaniem było to całkowicie pozbawione sensu. Osobiście, żaden z obejrzanych dotychczas filmów z Beatlesami w roli głównej, nie przypadł mi do gustu. Głównie ze względu na żenującą fabułę, równie złe efekty specjalne i sztuczne zachowanie Beatlesów. Producenci chcieli zrobić dużo szumu, wokół już sławnych ludzi. Może wtedy to zadziałało, ale obecnie, na mój gust, był to błąd. O wiele sympatyczniejsza jest kreskówka, która powstała rok później. Rysunkowi Beatlesi są o wiele milsi, a ich dziwne przygody ogląda się z przymrużeniem oka. Natomiast Noc po ciężkim dniu swoją świetnością nie razi. Obejrzeć tylko dla muzyki.
P.S.: Taka mieszanka epok:

środa, 9 kwietnia 2014

Trylogia Cornetto: Wysyp żywych trupów

Wysyp żywych trupów ma już okrągłą dekadę! I jest to prawdopodobnie jedna z najlepszych brytyjskich komedii. Ale najpierw trochę o samej Trylogii.

Są trzy części: Wysyp żywych trupów, Hot Fuzz i The World's End.  Wszystkie mają ze sobą kilka punktów wspólnych w postaci powtarzających się motywów (jak skakanie przez płoty), ale najważniejszym jest  jeden - lody Cornetto. Każda część ma dopasowany, osobny smak - zaczynając od pierwszej: truskawkowy, klasyczny niebieski Cornetto i miętowo-czekoladowy. 

Dzisiaj zajmę się truskawką. Otóż główny bohater, Shaun (rewelacyjny Simon Pegg) mieszka z dwójką kumpli, pracuje w sklepie RTV, a na randki przychodzi z przyjacielem Edem (Nick Frost), który tylko tworzy niepotrzebny balast. Shauna rzuca dziewczyna i jego życie wydaje się być szare, nudne i pozbawione lepszych perspektyw. I w tym momencie pojawiają się zombie, a główny bohater ma wreszcie szansę by udowodnić swoją siłę. Sobie i przyjaciołom.
Trylogia Cornetto jest wielką parodią  gatunków filmowych (horroru, filmu akcji, science-fiction) będąc mieszanką dobrego humoru i trzymających w napięciu scen. Atak zombie i cała akcja jego odpierania jest przezabawna, a mimika i zachowania bohaterów potrafią doprowadzić widza do łez. Ze śmiechu, oczywiście. 
Autorami scenariusza są Simon Pegg i Edgar Wright. Wszystkie trzy filmy maja w części stałą obsadę: Simon Pegg, Nick Frost, Martin Freeman, Bill Nighy i kilku innych, drugoplanowych aktorów. Wszystkie trzy części reżyserował Edgar Wright.
Wysyp żywych trupów to komedia ze specyficznym, brytyjskim humorem, więc nie każdemu może przypaść do gustu. Jednak dla mnie jest świetna - wyśmiewająca wszystkie amerykańskie produkcje o zombie i nie tylko (w przypadku pozostałych części). Idealny film na sobotnie wieczory, po męczącym tygodniu nudnej pracy. Rozrywka w stanie czystym!


wtorek, 8 kwietnia 2014

Zimno tak bardzo

Jeśli ktoś jeszcze nie widział tej wspaniałej animacji Disneya, jaką jest "Kraina Lodu" - niech obejrzy.Ten film jest po prostu świetny.

 Ogólnie sceneria typowo disney'owska, księżniczki-sieroty, książę, zamek itd. A jednak fabuła nie skupia się wyłącznie na połączeniu się dwóch serduszek bijących tym samym rytmem...
Elsa ma niezwykłą, a jednocześnie bardzo niebezpieczną moc. W dzieciństwie zraniła niechcący swoją młodszą siostrę Annę, czego ta w ogóle nie pamięta. Z upływem lat siostry oddalają się od siebie, aż w końcu przychodzi moment, kiedy Elsa ma zostać królową. I właśnie wtedy traci panowanie nad sobą. Anna, chcąc odnaleźć siostrę, rusza w niebezpieczną podróż, pełną nowych przyjaciół, przygód i niespodzianek. 
Film ma swój urok i klimat. Chociaż łatwo przewidzieć jak rozwiną się niektóre wątki, jest kilka zaskakujących zwrotów akcji, a na pierwszy plan jest wysunięta przede wszystkim relacja między siostrami. Bohaterowie są w większości pozytywni, a według mnie nie ma jednoznacznie określonego, typowego czarnego charakteru. 
Wobec tego, gorąco polecam wszystkim fanom Disneya i nie tylko!

niedziela, 23 marca 2014


Amerykańska stacja NBC w miniserialu postanowiła zekranizować Dziecko Rosemary Ira Levina. No cóż... moje przywiązanie do oryginałów i Romana Polańskiego jest zbyt wielkie bym mogła akceptować ten amerykański wymysł...



Niech im nawet będzie, ale ostatnio Amerykanie nie potrafią robić horrorów. Więc wyjdzie im lekkie show, znając życie. Pełne typowo amerykańskiej sztuczności i popkulturowości. Taka współczesna interpretacja...

Jak dla mnie horror powinien zostać horrorem. A przecież historia nie jest lekka i przyjemna - Rosemary po wprowadzeniu do nowego zaczyna mieć halucynacje i koszmary, a wkrótce potem wychodzi na jaw, że  jest w ciąży. 
 
Kiedy zamordowali Polańskiemu żonę, Sharon Tate, część ludzi podejrzewała, że to sataniści (Charles Manson) dokonali zemsty za ekranizację tej książki. Lub raczej sposób ekranizacji. 
To raczej błędna hipoteza - Manson był po prostu psychopatą. Jednak to nie zmienia faktu, że jego ulubionym zespołem byli Beatlesi. A kto kupił dom, w którym kręcono Dziecko Rosemary? John Lennon!

Ale to tak trochę poza tematem. Ogólnie, mam dosyć tych wszystkich remake'ów amerykańskich (chociażby Koszmar z ulicy wiązów). Czy oni nie rozumieją, że jak coś raz było świetne,to drugi raz sukcesu nie powtórzy? I mówię tu o sukcesie jakościowym.

80 moich cudów kina: Ostry film zaangażowany

Animowany film krótkometrażowy opowiadający  historię kiosków ulicznych oraz pewnej emerytki. 
Całą opowiastkę śpiewa pani Aniela Jaskólska, która była po prostu dobrą znajomą reżysera i pracowała jako sprzątaczka. Jej wystąpienie w filmie było improwizowane i spontaniczne. Efekt: absurdalny tekst z równie absurdalną animacją. 
Po pierwsze: to kwestia gustu i nie wszystkim musi się ten film spodobać. Jest specyficzny ze swoistym poczuciem humoru. Jednak obiektywnie rzecz biorąc sama technika kręcenia jest genialna. Otóż całość jest namalowana/narysowana bezpośrednio na taśmie filmowej przez Juliana Antonisza. Również muzyka (bardzo optymistyczna) jest jego autorstwa. 
Ten film mnie po prostu zachwycił. Gównie dlatego, że jest oryginalny. Historia jest czysto absurdalna, a muzyka jest wprost rewelacyjna! Osobiście mi się podobało, ale sami oceńcie:



środa, 19 marca 2014

Beat Generation

Jest rok 1943 i Allen Ginsberg przyjeżdża na Columbia University w Nowym Jorku, by rozwijać się intelektualnie, jednak pod wpływem poznanego tam Luciena Carra stopniowo oddala się od zamierzonych uprzednio celów. Teraz przyświeca mu tylko jeden: stać się jednostką wybitną i oryginalną, która stworzyła "nową wizję" literatury.

Kill Your Darlings opowiada historię pierwszych bitników, a konkretnie ich nie do końca  sielskie życie na uniwersytecie, problemy i ambicje.  Akcja toczy się szczególnie wokół dwóch osób: Allena Ginsberga (Daniel Radcliffe) oraz Luciena Carra (Dane DeHaan) i ciekawie obrazuje ich skomplikowane relacje. Oczywiście wątkiem scalającym jest morderstwo i jego motywy.
Daniel Radcliffe jest świetnym aktorem, a to kolejny popis jego nieprzeciętnych umiejętności. Rewelacyjnie oddaje postać Ginsberga i z przyjemnością się go ogląda. Miłą niespodzianką jest dla mnie Dane DeHaan, którego wcześniej nie miałam przyjemności oglądać, a w tym filmie zagrał bardzo dobrze. Również pozostała część obsady, chociażby Michael C. Hall (David Kammerer), czy Ben Foster (William Burroughs) zagrała na wysokim poziomie, czyniąc ten film jeszcze przyjemniejszy dla oka.
Oczywiście, są pewne sceny niecenzuralne. W końcu to o bitnikach! Ale były one (te sceny) zgrabnie wplecione w całość, tworząc realistyczny obraz Ameryki lat 50. Film bardzo mi się podobał – już wcześniej wspomniana gra aktorska, muzyka, charakteryzacja oraz niepowtarzalny klimat czynią Kill Your Darlings filmem ciekawym i wciągającym. Dobry scenariusz i reżyseria Johna Krokidasa daje płynną historię pewnych wydarzeń, którą ogląda się momentami z zapartym tchem, śmiechem, a nawet łzami.

niedziela, 9 marca 2014

Naprawdę miałam napisać podsumowanie Oscarów, ale już tyle było o tym powiedziane, że w sumie nie wiem co mogłabym dodać. Mnie się podobało, mniej więcej. Chociaż być może dlatego, że to była moja pierwsza gala Oscarów obejrzana w całości i na żywo?

W każdym razie, w zeszłym tygodniu miałam przyjemność obejrzeć świetną brytyjską komedię: Whisky dla aniołów. Czyli jak drobni przestępcy stają się ekspertami od whisky, o przyjaźni między nimi i świetnej pracy zespołowej w celu sprzedania butelek unikatowego trunku. Unikatowego, ponieważ właśnie została znaleziona jedyna beczka tej whisky, a czwórka młodych Szkotów postanowiła sporo na tym zyskać. Wobec czego ruszają w kiltach przez Szkocję. Jak to ujął jeden z bohaterów "weseli pacani z gór".
Z technicznego punktu widzenia, scenariusz dobry, reżyseria Kena Loacha też dobra, aktorzy niezbyt znani, za to świetnie oddający charakter swoich postaci.
Jak dla mnie to przyjemna komedia z nietuzinkowymi bohaterami, przekrojem szarego społeczeństwa i dowodem na to, że jeśli się chce, to się potrafi. Oczywiście nie jest to ten typ komedii, że podczas oglądania człowiek ryczy ze śmiechu przez półtorej godziny. Ten film skłania do refleksji nad swoją pracą albo motywacją do działania.
Oczywiście polecam wszystkim fanom brytyjskich komedii albo po prostu dobrego kina.

niedziela, 2 marca 2014

I po Oscarach. Wow, widziałam całą ceremonię! Ale dłuższy komentarz będzie później... Teraz musze iść do szkoły, eh...
W każdym razie, optymistycznym akcentem kończąc: Zniewolony najlepszym filmem 2014!!! A tu ogólna radość:

Cieszę się razem z nimi :)
To ta chwila, na którą czekałam... jakiś czas... błagam, żeby to był DiCaprio, Jennifer Lawrence wręczy Oscara najlepszemu aktorowi....
Ja nie wierzę, znowu to zrobili. Precz z tobą, Akademio! Co macie do Leonarda??? Ni z gruszki ni z pietruszki, Matthew McConaughey. No gratuluję, ale... to było takie dziwne, na zasadzie "dajmy komukolwiek, byle nie DiCaprio". Świetnie...

Pozwolę sobie zauważyć, iż Cate Blanchett wygląda olśniewająco. Z tym Oscarem ;) I dziękuję jej, że pochwaliła Amy Adams (która powinna zgarnąć Oscara za swoją rolę w American Hustle).
Oho, najlepszy reżyser...
No tak, Alfonso Cuarón. Gratuluję, dwie statuetki w jeden wieczór!










Powoli zbliżamy się do końca...
Najlepszy scenariusz adaptowany - John Ridley za Zniewolonego. Miło, szczególnie, że nagrodę wręczała ta urocza para:
A teraz scenariusz oryginalny... Spike Jonze i Ona. Facet wygląda sympatycznie i ma dziwny akcent, tak poza tym.


Jamie Foxx utożsamiający się z muzyką z  Rydwanów Ognia, a przy okazji, najlepsza muzyka - Steven Price za Grawitację i kolejna niespodzianka, która osobiście mi nie przypadła do gustu, najlepsza piosenka - "Let it go" z Krainy Lodu. Ja tam bym wybrała U2...
Właśnie skończyło się wspomnienie zmarłych w minionym roku osób, związanych z przemysłem filmowym. Przykro mi się zrobiło, ponieważ każdego roku odchodzi tyle znakomitych osób: Peter O'Toole czy Philip Seymour Hoffman, a to tylko dwójka spośród dziesiątek...


Oscary i Ellen









Oscary i Benedict :D Ten facet jest genialny, uwielbiam go i warto było się nie wyspać!!!
Przy okazji Catherine Martin zgarnęła dzisiaj drugiego Oscara wraz z Beverley Dunn za scenografię.
Dobra, żartowałam, najwyżej usnę w szkole. Najlepsze zdjęcia - Emmanuel Lubezki i Grawitacja.
Ominęło mnie rozdawanie pizzy. Szkoda...
Oho, najlepszy montaż - Alfonso Cuarón  oraz Mark Sanger

Dwie statuetki więcej i moment na który czekałam - Christoph Waltz i Oscar dla najlepszej aktorki drugoplanowej... Zaraz się dowiemy, kto dostał, tymczasem pozwolę sobie zauważyć, że Christoph Waltz jest świetnym aktorem, który świetnie wygląda i zazdroszczę tej, której wręczy statuetkę!

UWAGA! Przeżyłam szok, bo obstawiałam Jennifer. Ale nie, wygrała Lupita Nyong'o!!! Nareszcie coś zaskakującego, ktoś nowy i ktoś szczery! Dzięki Akademio!

Tym optymistycznym akcentem, idę spać, wracam za półtorej godziny. To by było piękne, gdyby w tym czasie Leonardo dostał Oscara.

Najlepsze zdjęcie ever!
U2!!! Na żywo, Ordinary love!!! Dajcie im tego Oscara od razu, będzie szybciej!

Kevin Spacey! Ten wygląda dobrze.Teraz przypomnienie niektórych osób wyróżnionych Oscarem honorowym... I znowu reklamy!
Ale warto było czekać, bo oto pojawił się Ewan McGregor!!! I Oscar dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego wędruje do.... no tak, jakie to zaskakujące, Wielkie Piękno.
Wobec tego obstawiam, że Oscary jak zwykle nie będą się różnić od Złotych Globów i raczej niczym nie zaskoczą. Może nawet Leonardo DiCaprio dostanie Oscara. Życzę mu tego...

Dokument krótkometrażowy - The Lady in number 6 
I zgadzam się z Ellen. Zjadłabym pizzę. Zjadłabym cokolwiek. Chyba pójdę do kuchni... Swoją drogą, Bradley Cooper wygląda dziwnie... I wręcza Oscara za najlepszy długometrażowy film dokumentalny dla O krok od sławy. Ciągnie się i ciągnie ta ceremonia.
Spać mi się chce. Kolejne reklamy po niemiecku i pytanie: czemu oni robią dubbing wszystkim, ale to wszystkim filmom? Straszne... I przepraszam, jeśli zdania, które piszę, nie są w 100% po polsku, ale obecnie jest 3.30 nad ranem...

Najlepszy krótkometrażowy film aktorski - Helium. Niech będzie, chociaż w Problemie Voormana grał Martin Freeman.
Efekty specjalne dla Grawitacji. Oki doki, ale mam wrażenie, że to takie wszystko obdarte z napięcia. Po prostu wychodzą, mówią parę słów, padają nominacje i od razu "Oscar goes to..." wypowiedziane bez żadnych emocji. Potem zwycięzca/zwycięzcy wychodzą, dziękują (rodzinie, przyjaciołom, wszystkim obecnym) i schodzą. Jak oglądałam powtórki Oscarów w 2009, to wydawało mi się to bardziej ekscytujące...
Najlepsza animacja krótkometrażowa - Pan Hublot
Wzruszające czytanie z kartki (słyszałam "senk ju" z francuskiego). Przepraszam, nie chcę być wredna - gratuluję!
A teraz animacja długometrażowa - Kraina Lodu, jakie to było przewidywalne! Jak to powiedział Martin Freeman: "I really, really, did expect it"

Najlepsza charakteryzacja

dla Witaj w klubie!!!
A teraz Harrison Ford, wyglądający świetnie jak zwykle, mówiący monotonnym, bardzo monotonnym głosem.
O Boże, widziałam Benedicta Cumberbatcha!!! I Leonardo DiCaprio!!! A teraz przerwa...

Happy Happy Happy

Oczywiście, jak to w Ameryce - musical na scenie i wielka impreza. Pierwsza piosenka za nami, a teraz najlepsze kostiumy i....
Catherine Martin, z trzecią statuetką ;)

Kontynuacja Oscarów...

Na scenę wchodzi Jim Carry w pięknej, lśniącej, niebieskiej marynarce i czarnej muszce.
Teraz przebitka animacji ze statuetką...  I nominacja za piosenkę

86 ceremonia rozdania Oscarów

Nadal nie mogę uwierzyć, że oglądam to na żywo...
Na początek kilka żartów prowadzącej - Ellen DeGeneres
Przy okazji, Meryl Streep była nominowana do Oscara 18 razy...
A Jared Leto ma uroczą czerwoną muszkę :)

Anne Hathaway właśnie za chwilę wręczy Oscara dla najlepszego aktora drugoplanowego, a jest nim...
JARED LETO!!!!!!!!!! 

Golden Raspberry Award Foundation

czyli Fundacja Nagrody Złota Malina. Wczoraj odbyła się 33. "ceremonia" rozdania tych "nagród". Tradycją jest, że (z wyjątkiem roku 2012) Złote Maliny są rozdawane dzień przed Oscarami.
"Statuetki" są przyznawane najgorszym filmom, aktorom, aktorkom, reżyserom, scenarzystom, obsadzie w całości oraz remake'om czy sequelom. Co do wyglądu, sama "statuetka" jest po prostu plastikowa, ma kształt maliny, pomalowana na złoto.

Pewne osoby są/były stale nominowane, np.: Adam Sandler, czy cała seria Zmierzchu z ok. 10 nominacjami za każdą część. Moim zdaniem to było całkowicie uzasadnione. Jednak "przyznanie" Pierce'owi Brosnan'owi Złotej Maliny za występ w "Mamma Mia" było bardzo nie w porządku. To, że nie umie śpiewać, nie znaczy, że nie umie grać. Z kolei Sandra Bullock w 2010 roku "dostała" aż dwie Maliny, a dzień później zgarnęła Oscara. Wszystkie trzy nagrody za osobne filmy.
Jedyną osobą, która kiedykolwiek odebrała osobiście Złotą Malinę, jest Halle Berry ("nagrodzona" za Kobietę-Kota). Powiedziała, wtedy, iż ma nadzieję się już nigdy z nimi (rozdającymi) nie spotkać, a rok później otrzymała Oscara.

W tym roku bardzo niesłusznie (moim zdaniem) został "nagrodzony" Jaden Smith. Chłopak ma dopiero 15 lat, może nie jest jakimś świetnym aktorem, ale lepiej byłoby "wręczyć" Malinę Adamowi Sandlerowi. Kolejną, może przestanie robić "filmy". Ponadto Jeździec znikąd jako najgorszy remake, a Movie 43 najgorszym filmem. To tyle, wieczorem (w Polsce nocą) ceremonia rozdania Oscarów.


piątek, 28 lutego 2014

Amanda Abbington ma dzisiaj urodziny...

Wszystkiego najlepszego! Urodziła się w 1974 roku w Londynie. Z zawodu jest oczywiście aktorką, choć do tej pory dość mało znaną. Debiutowała w drugiej połowie lat 90 i jej pierwsze role były raczej epizodyczne. Głównie grywała w serialach telewizyjnych, zresztą nadal znana jest głównie z seriali lub filmów niskobudżetowych.
Pewnego dnia, na planie do filmu telewizyjnego Men Only (film opowiadający bardzo nieprzyjemne losy grupy przyjaciół) poznała Martina Freemana. Od tej pory, czyli przeszło 14 lat, są razem i mają dwójkę uroczych dzieci. Moim zdaniem to właśnie ten typ pary, która jest dla siebie stworzona. Oboje grywali razem w kilku filmach, m.in. 
Długu albo Dobranoc, kochanie
Jednak jej role nadal były epizodyczne albo bardzo drugoplanowe. Trudno mi określić czy jest dobrą aktorką, ponieważ widziałam tylko jej rolę w Sherlocku. A czy ją (rolę) dostała z powodu talentu? Nie chcę być niemiła, ale...

Ale mam nieodparte wrażenie, że Martin Freeman po prostu załatwił swojej ukochanej rolę. Było to tak (jak ona sama zrelacjonowała): w dniu telewizyjnej premiery Psa Baskervillów (2 odc. 2 serii SH) oboje poszli do Marka Gatissa omawiać następną serię. I jak Amanda zapytała się, kto będzie grał rolę Mary, Martin i Mark odparli, że zastanawiają się nad obsadzeniem w tej roli jej. To bardzo miłe i w ogóle, ale nadal nie mogę przecierpieć trzeciej serii oraz to co zrobili z postacią Mary. W kwestii jej obsadzenia po prostu nie sądzę, żeby to był przypadek. Zresztą mniejsza o to, nie była aż taka zła, jeśli chodzi o grę, a fatalność postaci można śmiało zrzucić na scenarzystów. 

Poza tym, mimo iż postać mi się nie podobała, nie rozumiem fali nienawiści, którą fani, a raczej pseudofani albo jacyś nadpobudliwi fani, skierowali przeciw niej. Ja rozumiem – fandom ma swoje preferencje (nie zawsze zdrowe) – ale bez przesady, w końcu Amanda niczym nie zawiniła, a groźby Martina, że opuści serial, wskazywały na wysoki próg niechęci fanów wobec Amandy. Co było niepotrzebne.

Podsumowując, Amandę lubię. Sprawia bardzo miłe wrażenie. Zresztą w jakim towarzystwie spędzała Sylwestra! Tak, to Simon Pegg i Martin Freeman.


Patrząc na nią i Martina Freemana uważam, że są bardzo dobraną, sympatyczną parą i cieszę się, że są razem. Naprawdę życzę obojgu jak najlepiej, a Amandzie rozwoju jej kariery!


P.S.: W niedzielę Oscary, gwoli ścisłości.


niedziela, 16 lutego 2014

British Academy of Film and Television Arts

W skrócie BAFTA. Właśnie ceremonia rozdania tych prestiżowych brytyjskich nagród dobiegła końca. Oczywiście w pewnej części było jak z Oscarami - do przewidzenia. Jednak miłą niespodzianką okazała się statuetka dla  Chiwetela Ejiofora za główną rolę w Zniewolonym. Serdecznie mu gratuluję!        
I Willowi Poulterowi też, zapowiada się kolejny dobry, brytyjski aktor. 


Co do innych zwycięzców: dobrze, że Jennifer Lawrence wygrała w kategorii najlepsza aktorka drugoplanowa i równie dobrze, że Cate Blanchet zdobyła statuetkę za pierwszoplanową rolę kobiecą. Aczkolwiek czuję zawód i rozczarowanie, ponieważ Amy Adams swoją grą w American Hustle bije obie na głowę. Reszta raczej mnie nie zaskoczyła, z wyjątkiem wcześniej wspomnianego Chiwetela Ejiofora. I tu można byłoby się pokusić o uwagę, że wbrew co pokazała pewna amerykańska stacja telewizyjna, Oscar dla Leonardo DiCaprio jest niepewny jak zwykle.
Cóż, rozdanie nagród Brytyjskiej Akademii mnie nie powaliło. Pokrywają się mniej więcej ze Złotymi Globami i z Oscarami też pokrywać się będą. Chyba, że Leonardo wygra… 

P.S.: I tak wszystkim składam serdeczne gratulacje! 



sobota, 15 lutego 2014

Simon Pegg miał wczoraj urodziny...

...wszystkiego najlepszego!

Pytanie, kim jest Simon Pegg?
Otóż  jest on sympatycznym Brytyjczykiem, konkretnie aktorem i scenarzystą. Urodził się lat temu 44, ma żonę Maureen (pobrali się 23 lipca 2006) i córkę Matildę. Jest szczęśliwym posiadaczem dwóch sznaucerów miniaturek. Ponad to przyjaźni się z zespołem Coldplay, a ostatniego Sylwestra  spędził wraz z żoną w towarzystwie Martina Freemana i Amandy Abbington.

Jego kariera rozpoczęła się w latach 90, grywał w różnych filmach telewizyjnych. Jednak prawdziwym przełomem w jego życiu, była rola sprzedawcy Shauna w Wysypie żywych trupów, chociaż może tytuł polski nie jest zbyt wdzięczny.


Obcy i Cornetto 

Pamiętam, jak parę lat temu w środku nocy na Canal+ leciało Hot Fuzz. Postanowiłam obejrzeć i z miejsca się zachwyciłam. Jest to do tej pory jedna z moich ulubionych komedii. Wtedy zaczęłam mniej więcej kojarzyć Simona Pegga, ale nie miałam pojęcia o Trylogii Cornetto...
Pierwsza jej część (Wysyp żywych trupów)odniosła spory sukces w Wielkiej Brytanii. Od tej pory kariera Simona Pegga zaczęła się dynamicznie rozwijać. Wraz ze swoimi przyjaciółmi - Nickiem Frostem i Edgarem Wrightem stworzyli komediowe trio pisząc scenariusze, reżyserując i grając we własnych filmach. I to właśnie druga część Trylogii, Hot Fuzz, była moim zdaniem najlepsza.  Chociaż trzeciej, tak po prawdzie, jeszcze nie widziałam.
W każdym razie, wracając do kariery Simona: Wystąpił m.in. w Mission Impossible III i IV, Star Trecku (sceny z jego udziałem dało się oglądać, w przeciwieństwie do reszty) oraz komedii o miłym obcym p.t. Paul. Zagra;Podobno już w marcu rozpoczną się zdjęcia do nowego filmu grupy Monty Python (Absolutley Enything), gdzie Simon zagra główną rolę! Poza tym zagrał epizod w Doktorze Who i udzielił swojego głosu takim animowanym postaciom jak Buck z Epoki Lodowcowej czy detektywa Thompsona z Przygód Tintina

Podsumowując - lubię go. Cenię sobie jego wszechstronność, pod względem talentu pisarskiego i porządnej, śmieszącej gry aktorskiej. Wobec tego, życzę mu wszystkiego dobrego, więcej weny twórczej i więcej dobrych filmów (do wystąpienia/nakręcenia).






P.S.: Już w niedzielę rozdanie nagród BAFTA!!!

niedziela, 2 lutego 2014

Granica między geniuszem a kiczem...

...jest cienka, stąd wniosek, że Mark Gatiss i Steven Moffat definitywnie weny nie mieli. Rozumiem, że terminy, fani i napięty grafik aktorów. Ale to, co zrobili z sezonem trzecim, wygląda tak, jakby wypili za dużo, usiedli i napisali, bo następnego dnia zaczynały się zdjęcia. Panowie, nie tędy droga! Sherlock był jednym z moich ulubionych seriali kryminalnych, a teraz mi głupio, że namawiałam ludzi, by go oglądali.
Kiedy trzy lata temu po raz pierwszy usłyszałam o tym serialu, byłam wierna wizerunkowi Sherlocka w wersji Roberta Downey Jr. Ale BBC mnie pozytywnie zaskoczyło. Fabuła zgrabnie przerobiona, sceny pełne napięcia, porządna gra aktorska, całość intrygująca tak, że chciałam więcej i czekałam na dalszy ciąg z niecierpliwością. I po dwóch latach otrzymałam ten wyrób nijako podobny.
Pierwszym odcinkiem byłam rozczarowana, drugi przywrócił mi wiarę, ale na trzecim myślałam, że wyrzucę komputer przez okno. Najdłuższe półtorej godziny życia. Długo by wymieniać, co mi się nie podobało, więc ograniczę się do słowa: wszystko. Za dużo Mycrofta, beznadziejna, wydumana historia Mary, zmieniony, nieciekawy Sherlock, krzyczący Watson i rozdzierająca muzyka. To nie na moje nerwy. Jak nie mogłam się doczekać sezonu trzeciego, tak teraz modlę się, żeby nie robili czwartego. Bo tego nie da się oglądać.
Na zakończenie: jeśli oglądaliście poprzednie dwa sezony, albo macie zamiar obejrzeć Sherlocka, to darujcie sobie sezon trzeci. I tak nie wiadomo jak przeżył ten upadek, a lepiej pozostać w błogim nastroju, niż zepsuć sobie humor tą szmirą.

czwartek, 30 stycznia 2014

80 moich cudów kina: Underground

Król kina z Jugosławii 


W 1991 roku, jedenaście lat po śmierci prezydenta 
Tito, Jugosławia rozpadła się na sześć niepodległych republik. Doszło do walk między powstałymi państwami i w ten sposób wybuchła  jugosłowiańska wojna domowa. Film Underground w reżyserii Emira Kusturicy powstał niecałe cztery lata po tych wydarzeniach. 

Na początek parę słów o reżyserze. Emir Kusturica urodził się w Sarajewie, ówczesnej Jugosławii, obecnej Bośni i Hercegowinie. Jego pierwszy film Czy pamiętasz Dolly Bell?, opowiadający historię przeżyć chłopca opiekującego się młodą prostytutką, został doceniony na festiwalu w Wenecji  w 1981 roku. Cztery lata później Ojciec w podróży służbowej dostał laury w Cannes. Jego trzy następne filmy: Czas Cyganów, Arizona Dream i Underground uzupełniła świetna muzyka Gorana Bregovića. Za Underground Kusturica zdobył Złotą Palmę na festiwalu w Cannes oraz Cezara, nagrodę Francuskiej Akademii Sztuki i Techniki Filmowej. Jest uznawany za jednego z najlepszych, a na pewno jest najbardziej znanym jugosłowiańskim reżyserem.
Przechodząc do głównego wątku:

"Wojna jest wojną wtedy, kiedy brat na brata rękę podniesie"


Życie nie jest czarno-białe, a ludzi nie powinno się oceniać po pojedynczych czynach. Chociaż motywacji nie widać gołym okiem, to ona kształtuje ostateczny wygląd czynu. Oczywiście najłatwiej o tym mówić oglądając to z boku, a w tym przypadku z ekranu.

Historia zaczyna się w Jugosławii, podczas drugiej wojny światowej. Niemcy zaczynają nalot. Ivan jest w swoim zoo, wśród ukochanych zwierząt. Ratuje małego szympansa. Tymczasem jego brat Marko "kończy" spotkanie z kobietą lekkich obyczajów. Ich przyjaciel Czarny, nieczuły na wybuchy i spadający z sufitu żyrandol, kończy śniadanie i idzie walczyć za swoje miasto, zostawiając ciężarną żonę.

Trwa wojna. Czarny i Marko zdobywają pieniądze w nie do końca uczciwy sposób. Tymczasem Natalija, aktorka z teatru Czarnego, zaczyna spotykać się z Niemcem Franzem. Potem Marko sprowadza swojego brata i część znajomych, z wyjątkiem Czarnego i Nataliji, do piwnicy. W ten oto sposób historia mająca początek w 1941 trwa do roku 1991, a dominująca część jej bohaterów żyje w podziemnym kłamstwie nieskończonej wojny przez 50 lat. 

Jak długo można okłamywać ludzi i marnować tyle energii na urzeczywistnienie nieistniejącej wojny? 
Widocznie ponad pół wieku... Kusturica stworzył cztery podstawowe charaktery i wrzucił je w wir wojny. W ten sposób wiadomo, że Ivan będzie zawsze dobry i uczynny, ufając naiwnie bratu. Czarny to porządny chłop, który dba o swoje interesy i będzie się bił do ostatniej kropli krwi. Natomiast Marko to pozbawiony skrupułów, przebiegły cwaniaczek i manipulant. Natalija pozostaje z tyłu i nie godzi się z całą sytuacji w teorii - mimo świadomości zła czynów Marko stanowczo mu się nie przeciwstawia.

Marko lubi panować nad sytuacją. Jednak zapał Czarnego jest nie do wstrzymania. Większa część filmu skupia się na tej trójce bohaterów: Marko, Czarny, Natlija. Jednak na koniec, to Ivan odegra ważną rolę w kwestii życia lub śmierci. Wtedy  zaczyna się prawdziwa wojna.


Alternatywna historia baśniowa


Gdybym miała określić, jaki gatunek filmowy prezentuje Underground, powiedziałabym, że to baśń. Fantastyczna i niepowtarzalna, pełna napięcia, łez i śmiechu. To nie jest łatwe i przyjemne kino. Czytając komentarze na filmwebie, mam wrażenie, że większa część widzów po prostu nie zrozumiała tego filmu. Trochę autoironii w scenach o kręceniu filmów, świetna gra aktorska, wybitna reżyseria, a przede wszystkim oryginalna historia z fantastycznymi elementami - czyni ten film niepowtarzalnym. Polecam wszystkim, a szczególnie fanom kina wybitnego. 

I jak już wspomniałam, świetna muzyka:



P.S.: Odbiegając od tematu, uwagi sztuk dwie: Christian Bale ma dzisiaj 40 urodziny, wszystkiego najlepszego! I druga sprawa: "Alone yet not alone" będzie jednak nominowane w kategorii najlepszej piosenki mimo, że autor muzyki Bruce Broughton jest członkiem Akademii. Pytanie po co robić całą aferę, skoro i tak U2 wygra (znaczy, tak myślę).


wtorek, 28 stycznia 2014

Gorączka w Osage

Ponad 108 stopni Fahrenheita. Oklahoma. Osage. I pewna patologiczna rodzina. Ojciec - Beverly (Sam Shepard) pije. Matka Violet (więcej niż świetna Meryl Streep) ma raka jamy ustnej. Do tego jest uzależniona od wszelkich leków, szczególnie przeciwbólowych. Mają trzy córki: Barbara (Julia Roberts) żyje w separacji z mężem i  nie potrafi sobie poradzić z czternastoletnią córką. Karen (Juliette Lewis)  mieszka na Florydzie wraz ze swoim narzeczonym. Ivy (Julianne Nicholson) została w Oklahomie, by pomagać rodzicom. Pewnego dnia rozgoryczony życiem, nie mogący znieść wrednej żony Beverly wychodzi z domu i już nie wraca. Od tego momentu zaczyna się seria zdarzeń, która komplikuje zatrute rodzinne relacje. 


Ogólnie rzecz biorąc, film przyzwoity. Ciekawy i dość oryginalny pomysł na scenariusz. Przedstawienie  . Jednak ostatnio mam wrażenie, że niektóre scenariusze są pisane w ten oto sposób: dobry pomysł  na historię, początek i rozwinięcie, ale weny brak dla zakończenia. Właśnie Sierpień w hrabstwie Osage jest dla mnie przykładem takiego filmu. Swoją drogą, patrzeć na Meryl Streep to czysta przyjemność. Pozytywnie zaskoczyła mnie Julia Roberts, Ewan McGregor trochę blady, Benedict Cumberbatch uroczy, reszta obsady całkiem dobra. Jednak koniec mnie zawiódł, przy takim rozwoju wydarzeń. Mimo to, polecam wszystkim fanom Streep oraz lubiącym komediodramaty. 




czwartek, 16 stycznia 2014

Spodziewać się spodziewanego

Na rozdaniu Oscarów w 2009 roku Alec Baldwin, który wtedy prowadził ceremonię, powiedział mniej więcej w ten sposób: "Człowiek przez cały rok stara się, ciężko pracuje, żeby dostać tego Oscara, a potem nominację i tak otrzymuje Meryl Streep". Pan Baldwin ujął obraz nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej w jednym zdaniu - Meryl Streep dostaje nominacje średnio raz na dwa lata od 1979 (pierwszą nominację dostała za Łowcę Jeleni). Osobiście bardzo sobie cenię talent Streep - jest najprawdopodobniej najlepszą aktorką Hollywood. Jednak monotonia rozdań zarówno Oscarów, jak i Złotych Globów, czy nagród BAFTA staje się powoli nie do zniesienia. Dlaczego?

 Po pierwsze: praktycznie każdy film, który zdobędzie Złotego Globa, napewno zdobędzie statuetkę BAFTA oraz Oscara. Będą nominowane te same filmy, ci sami aktorzy. Z niewielkimi odchyłkami, ze względu na różnice w kategoriach, czy faworyzownie swojego kraju (przykładowo Brytyjczycy zawsze będą wybierali filmy/aktorów powiązanych z Wlk. Brytanią). 

Po drugie: filmów jest kilka i świat na nich się kończy. Dla Akademii Amerykańskiej, Brytyjskiej czy HSPZ cały roczny dorobek kina to kilka amerykańskich/brytyjskich filmów oraz parę zagranicznych. Reszta jakby nie istnieje. To również dotyczy aktorów - jednych członkowie tych instytucji lubią, a innych nie. Na przykład Leonardo DiCaprio, który już dawno temu powinien dostać przynajmniej jednego Oscara. Dziewięć lat temu dostał Złotego Globa za rolę w filmie Aviator. Nominacja Akademii była, a jakże! Ale to jeden z tych niewielu przypadków, kiedy aktor wygrywa Globa, a Oscara nie. Mam nadzieję, że w tym roku Leo wreszcie otrzyma zasłużone wyróżnienie.

Po trzecie: gdyby było jakiekolwiek zróżnicowanie! A tu można wszystko przewidzieć. Cały ten szum wokół wszystkich trzech nagród i rozgłos z nimi związany jest tak naprawdę jednym wielkim przedstawieniem kółka wzajemnej adoracji, które spotyka się trzy razy do roku i wręcza sobie nawzajem nagrody ze słowami "Nie spodziewałem/am się tego!" lub "Nie mogę w to uwierzyć!" itd. Obowiązkowo dużo podziękowań i łez. Właśnie dlatego Oscary są sztuczną i przereklamowaną nagrodą. Dają sławę, ale nie są wyznacznikiem wysokiej jakości i ponadprzeciętnego talentu.

Jednak to wciąż najbardziej znana nagroda filmowa na świecie. Można je krytykować, wyżywać się na członkach Akademii, boleć nad brakiem czegoś nowego i zżymać się, że Meryl Streep standardowo dostała nominację. A i tak większość ludzi będzie śledzić rozdanie z zapartym tchem. Albo następnego dnia bladym świtem sprawdzi w internecie wyniki. I potem padną słowa w stylu "To było do przewidzenia". Oczywiście, że było. Jednak to nadal najsłynniejsza nagroda filmowa. I większość ludzi z czytego przyzwyczajenia będzie chciała poznać zwycięzców. Nawet jeśli wszystkich da się łatwo przewidzieć, to lepiej jest się upewnić, że Jennifer Lawrence wygrała drugiego Oscara. Tak dla zasady.

P.S.: Johnny Depp zgarnął nominację do Złotej Maliny za Jeźdźca znikąd. Hehe. A Jeździec znikąd ma aż dwie nominacje, co prawda techniczne, ale jednak, do Oscarów. Tim Burton + wytwórnia Disneya = nominacja. Bez względu na jakość dzieła...

poniedziałek, 13 stycznia 2014

71 rozdanie Złotych Globów

Wczoraj odbyła się 71 Gala rozdania Złotych Globów - nagrody wręczanej przez Hollywoodzkie Stowarzyszenie Prasy Zagranicznej (HFPA). Kategorie dotyczą zarówno filmu, jak i telewizji. Obecnie
Stowarzyszenie liczy 87 członków, w tym jedną Polkę - Yolę Czaderską-Hayek. Globy są zawsze rozdawane przed BAFTAmi oraz Oscarami. W tym roku zwycięzcami zostali:

Najlepszy dramat Zniewolony. 12 years a slave 

Najlepsza aktorka w dramacie Cate Blanchett za Blue Jasmine

Najlepszy aktor w dramacie Matthew McConaughey za Witaj w klubie

Najlepszy musical lub komedia American Hustle

Najlepsza aktorka w musiclau lub komedii Amy Adams za American Hustle

Najlepszy aktor w musicalu lub komedii Leonardo DiCaprio za Wilk z Wall Street

Najlepsza animcja Kraina lodu

Najlepszy film nieanglojęzyczny  Wielkie piękno

Najlepsza aktorka drugoplanowa Jennifer Lawrence za American Hustle

Najlepszy aktor drugoplanowy Jared Leto za Witaj w klubie

Najlepszy reżyser Alfonso Cuaron za Grawitacja

Najlepszy scenariusz Spike Jonez za Ona

Najlepsza muzyka Alex Ebert za Alll is lost

Najlepsza piosenka "Ordinary Love" U2 z filmu Mandela: Long walk to freedom

Najlepszy serial dramatyczny Breaking Bad

Najlepsza aktorka w serialu dramatycznym Robin Wright za House of Cards

Najlepszy aktor w serialu dramatcznym Bryan Cranston za Breaking Bad

Najlepszy serial komediowy lub muzyczny Brooklyn Nine-Nine

Najlepsza aktorka w serialu komediowym lub muzycznym Amy Poehler za Parks & Recreation

Najlepszy aktor w serialu komediowym lub muzycznym Andy Samberg za Brooklyn Nine-Nine

Najlepszy film telewizyjny lub mini-serial Wielki Liberace

Najlepsza aktorka w filmie telewizyjnym lub mini-serialu Elisabeth Moss za Tajemnice Laketop

Najlepszy aktor w filmie telewizyjnym lub mini-serialu Michael Douglas za Wileki Liberace

Najlepsza aktorka drugoplanowa w filmie telewizyjnym lub mini-serialu Jacqueline Bisset za Dancing on the edge

Najlepszy aktor drugoplanowy w filmie telewizyjnym lub mini-serialu Jon Voight za Ray Donovan 


Sam Leonardo DiCaprio się tego nie spodziewał, natomiast ja miałam nadzieję i cieszę się wielce z jego wygranej (Złotego Globa wręczała mu Jennifer Lawrence!) Tu jego wzruszająca przemowa:


Plus link do najzabawniejszych momentów z gali z Jennifer Lawrence, Tiną Fey i Emmą Thompson na czele:
http://www.telegraph.co.uk/culture/golden-globes/article10567629.ece#ooid=QydG52ajpYxebzH_BI90e0R0NxLET1pl

Teraz pozostaje czekać na  rozdanie nagród BAFTA, Złotych Malin i Oscarów ;)

sobota, 11 stycznia 2014

Już w przyszły czwartek

ogłoszenie nominacji do Oscarów 2014!!!

Laureatów poznamy dopiero 2 marca, ale nominacje będą ogłoszone już 16 stycznia przez prezydent Akademii Cheryl Boone Isaacs w duecie z Chrisem Hemsworthem. Nie mogę się doczekać ;)
Jak wiadomo, film Andrzeja Wajdy Wałęsa. Człowiek z nadziei nie dostał się na listę typowanych do nominacji filmów w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny. Przypomnę, że media trąbiły o nim, jako polskim kandydacie do Oscara. Cóż za rozczarowanie!

wtorek, 7 stycznia 2014

Oto i polski plakat tego świetnego filmu, który do kin wchodzi już 24 stycznia, a obsadę ma po prostu rewelacyjną. Dla przypomnienia, m.in. Meryl Streep, Julia Roberts, Ewan McGregor i Benedict Cumberbatch. Streep i Roberts zgarnęły po nominacji do Złotych Globów (rozdanie 12 stycznia), aczkolwiek podobno Julia bije Meryl na głowę. Zobaczymy....