czwartek, 16 stycznia 2014

Spodziewać się spodziewanego

Na rozdaniu Oscarów w 2009 roku Alec Baldwin, który wtedy prowadził ceremonię, powiedział mniej więcej w ten sposób: "Człowiek przez cały rok stara się, ciężko pracuje, żeby dostać tego Oscara, a potem nominację i tak otrzymuje Meryl Streep". Pan Baldwin ujął obraz nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej w jednym zdaniu - Meryl Streep dostaje nominacje średnio raz na dwa lata od 1979 (pierwszą nominację dostała za Łowcę Jeleni). Osobiście bardzo sobie cenię talent Streep - jest najprawdopodobniej najlepszą aktorką Hollywood. Jednak monotonia rozdań zarówno Oscarów, jak i Złotych Globów, czy nagród BAFTA staje się powoli nie do zniesienia. Dlaczego?

 Po pierwsze: praktycznie każdy film, który zdobędzie Złotego Globa, napewno zdobędzie statuetkę BAFTA oraz Oscara. Będą nominowane te same filmy, ci sami aktorzy. Z niewielkimi odchyłkami, ze względu na różnice w kategoriach, czy faworyzownie swojego kraju (przykładowo Brytyjczycy zawsze będą wybierali filmy/aktorów powiązanych z Wlk. Brytanią). 

Po drugie: filmów jest kilka i świat na nich się kończy. Dla Akademii Amerykańskiej, Brytyjskiej czy HSPZ cały roczny dorobek kina to kilka amerykańskich/brytyjskich filmów oraz parę zagranicznych. Reszta jakby nie istnieje. To również dotyczy aktorów - jednych członkowie tych instytucji lubią, a innych nie. Na przykład Leonardo DiCaprio, który już dawno temu powinien dostać przynajmniej jednego Oscara. Dziewięć lat temu dostał Złotego Globa za rolę w filmie Aviator. Nominacja Akademii była, a jakże! Ale to jeden z tych niewielu przypadków, kiedy aktor wygrywa Globa, a Oscara nie. Mam nadzieję, że w tym roku Leo wreszcie otrzyma zasłużone wyróżnienie.

Po trzecie: gdyby było jakiekolwiek zróżnicowanie! A tu można wszystko przewidzieć. Cały ten szum wokół wszystkich trzech nagród i rozgłos z nimi związany jest tak naprawdę jednym wielkim przedstawieniem kółka wzajemnej adoracji, które spotyka się trzy razy do roku i wręcza sobie nawzajem nagrody ze słowami "Nie spodziewałem/am się tego!" lub "Nie mogę w to uwierzyć!" itd. Obowiązkowo dużo podziękowań i łez. Właśnie dlatego Oscary są sztuczną i przereklamowaną nagrodą. Dają sławę, ale nie są wyznacznikiem wysokiej jakości i ponadprzeciętnego talentu.

Jednak to wciąż najbardziej znana nagroda filmowa na świecie. Można je krytykować, wyżywać się na członkach Akademii, boleć nad brakiem czegoś nowego i zżymać się, że Meryl Streep standardowo dostała nominację. A i tak większość ludzi będzie śledzić rozdanie z zapartym tchem. Albo następnego dnia bladym świtem sprawdzi w internecie wyniki. I potem padną słowa w stylu "To było do przewidzenia". Oczywiście, że było. Jednak to nadal najsłynniejsza nagroda filmowa. I większość ludzi z czytego przyzwyczajenia będzie chciała poznać zwycięzców. Nawet jeśli wszystkich da się łatwo przewidzieć, to lepiej jest się upewnić, że Jennifer Lawrence wygrała drugiego Oscara. Tak dla zasady.

P.S.: Johnny Depp zgarnął nominację do Złotej Maliny za Jeźdźca znikąd. Hehe. A Jeździec znikąd ma aż dwie nominacje, co prawda techniczne, ale jednak, do Oscarów. Tim Burton + wytwórnia Disneya = nominacja. Bez względu na jakość dzieła...

2 komentarze:

  1. Nawet nie myśl o tym, żeby w życiu zajmować się czymś innym niż filmami!

    OdpowiedzUsuń