poniedziałek, 6 stycznia 2014

Powrót króla detektywów

Minęły dwa lata i fani Sherlocka wreszcie doczekali się kontynuacji serialu. Kiedy latem widziałam 30 sekundowy zwiastun Sherlocka, dostawałam wariacji serca i nagłego niedotlenienia. Nie mogłam się doczekać. Jednak nowy sezon Sherlocka jest jak Pustkowie Smauga - rozczarowujący. 

I believe in Sherlock Holmes

Pierwszą rzeczą, która mnie zawiodła i rzuca się najbardziej w oczy jest upadek Sherlocka Holmesa z dachu szpitala. Zaplanowanie całej misternej intrygi wraz z Mycroftem, teoretycznie nielubianym bratem Sherlocka,
popsuło, moim zdaniem, całą magię. Na koniec ostatniego odcinka drugiego sezonu, siedziałam wciśnięta na przemian to w kanapę, to w fotel, niemal rycząc z rozpaczy. Jak Sherlock pojawił sie na cmentarzu mój żołądek był skręcony z emocji. I miałam nadzieję, że przy odkryciu tajemnicy, na której wyjaśnienie czekałam dwa lata, będą mi towarzyszyły podobne stany emocjonalne. Jednak się zawiodłam. Nie chcę zdradzać, jak Sherlock przeżył ten upadek, powiem tylko, że Marka Gatissa i Stevena Moffata stać na więcej. Pisanie pod dyktando rozwrzeszczanego w internecie tłumu nie jest żadną sztuką, więc stworzenie sytuacji specjalnie dla zażyłych fanów, staje się ignorancją całej reszty. I tu czuję, że tracę wiarę w BBC. Plus reaktywacja Andersona. Szczuty od 2010, teraz ulubieniec wszytskich, bo zachowuje się jak fandom Sherlocka. Chociaż w sumie nie do końca, fandom akceptuje bez zastrzeżeń bliskie relacje Sherlocka Holmesa ze wszystkimi z jego otoczenia. 

 Co do samego Sherlocka - dwa lata rozpracowywania siatki, jaką stworzył Jim Moriarty naprawdę go zmieniły. Jest bardziej uczuciowy. Nie widziałam jeszcze The Sign of Three, ale na weselu Sherlock podobno płacze. Nawet niech będzie, ale czegoś mi brakowało w tym nowym Sherlocku, tego dystansu i oziębłości. Benedict wyglądał świetnie i dobrze go znowu widzieć w tej roli, jednak, czuję pewien niedosyt. Jakby scenarzyści nie mieli pomysłu co zrobić, więc weszli na Tumblr albo coś w tym rodzaju, i zaczęli przeglądać fanowskie wpisy. Panowie, a gdzie oryginalność i niepowtarzalność Sherlocka?

I stay with John Watson

Dwa lata minęły i John Watson poukładał swoje zdruzgotane życie. Znalazł pracę i kobietę, której właśnie miał się oświadczyć, kiedy Sherlock Holmes  postanowił przestać być martwy. Mary Morstan o dziwo Sherlocka polubiła i to przed jego bohaterskim czynem - wyciągnięciem Johna z płomieni. Jednak sam Watson, kiedy po raz pierwszy Sherlocka ujrzał, do zachwyconych nie należał i zamiast kwiatów Holmes dostał z główki w nos. Piękna scena, poważnie mówię. Kiedy ktoś, kogo uznawało się za martwego, wraca i śmieje się z twoich wąsów, wiadomo, że chcesz mu dołożyć. Ale Watson, mimo wściekłości, wziął sobie do serca opinię przyjaciela i wąsy zgolił. Oczywiście zrezygnował z pracy. Przecież nie mógł się oprzeć dreszczykowi emocji i niebezpieczeństwu towarzyszącemu prowadzonym przez Sherlocka sprawom. I w tym momencie robi się w miarę normalnie - terroryści chcą wysadzić Parlament. Nie pierwszy i nie ostatni raz, tylko że tym razem to bardziej poważne. Wszystko fajnie do sceny z bombą, później teatralnie naciągane. Łącznie z czapką, którą Sherlock zakłada na spotkanie z dziennikarzami. 

Moriarty was real

Jak już wspomniałam, wszystko było zaplanowane. Przesłuchanie Jamesa M. również. A wszystko Sherlock zgrabnie opisuje w rozmowie z czarną owcą Andersonem. Wyjaśnia swój upadek, cały plan działania i inne, skrzętnie zaplanowane wraz z Mycroftem Holmesem, ruchy. Żeby pozbyć się Moriartiego każdy szczegół, każdej wersji (a było ich aż 13) był zaplanowany od A do Z. Świetnie, czyli to, co się tak świetnie oglądało w drugiej serii, było jednym wielkim przekłamaniem. Sherlock wiedział o wszystkim, był częścią tego teatrzyku, a cała tajemnica okazała się planem wielkiego duetu braci Holmesów. Wzruszające chodzenie na skróty i po najmniejszej lini oporu. Pocieszam się minami Martina Freemana. Czuję się jak Anderson i mam nadzieję, że ten wczorajszy odcinek będzie lepszy. Zresztą i tak w następną niedzielę koniec sezonu numer trzy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz