poniedziałek, 30 grudnia 2013

Joint Venture po francusku

Paulette (Bernadette Lafont ) jest zwyczajną, starszą Francuzką. Mieszka spokojnie w bloku, podgląda młodzież handlującą haszyszem, nienawidzi swojego zięcia, Murzyna, ma pretensje do córki, a wnuczkowi daje jasno do zrozumienia, że nie chce go widzieć na oczy. Wolny czas spędza grając w karty z przyjaciółkami, chodząc na grób męża albo podrzuca karaluchy do jedzenia znienawidzonego Chińczyka, który w jej byłej restauracji otworzył własną knajpę. Całe jej poirytowanie i niechęć do ludzi pogłębia się, kiedy bank zajmuje część jej rzeczy, z powodu niespłacanych długów. Wtedy Paulette postanawia zdobyć pieniądze i to w bardzo nielegalny sposób. Starsza pani dołącza do gangu, zaczyna handlować marihuaną i z niewiarygodną wprawą zdobywa rzesze klientów, co prowadzi do seri zabawnych, ale też dramatycznych wydarzeń.


"Babcia Gandzia" swoją fabułą bardzo przypomina brytyjskie "Joint Venture". W obu filmach jest przedstawiona sytuacja kobiet, które by poradzić sobie z finansowymi problemami zaczęły zajmować się handlem/produkcją marihuany.Co prawda każda z pań ma własny pomysł, połaczony z ich zawodami, jednak podobieństwo pewne jest. Wygląda na to, że po trzynastu latach od premiery "Joint Venture" Jérôme Enrico postanowił odświeżyć temat w sposób dość oryginalny i na pewno z bardzo dobrym skutkiem.


W przypadku "Babci Gandzi" przyjemnie śledzi się losy zgorzkniałej bohaterki, jej sprytne sposby na pozyskanie klientów oraz przemiany względem jej stosunku do otoczenia. Nie da się jej nie polubić, podobnie jak inncyh bohaterów, od jej przyjaciółek na gangsterze Vito kończąc. Kilka świetnych tekstów, wartka akcja plus dobra gra aktorów wprawiają widza w przyjemny stan rozbawienia. Więc jeśli ktoś lubi komedie, to "Babcia Gandzia" jest  w 100% godna polecenia. I obejrzenia, naturalnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz